Skandal wokół „Klar”: jak nadawca publiczny radzi sobie z własnym nowym formatem

Mimo że wcześniej emitowano inne programy krytykujące migrację, krytyka tego formatu była ogromna. Dlaczego właściwie?
„To, co będzie dalej, może niektórych ucieszyć”. Czy to dobry początek felietonu? Raczej nie. Ponieważ zdanie to już sugeruje skutek, jeszcze zanim zostanie omówiona jego treść.
W tym kontekście z pewnością rozumiem część krytyki nowego formatu sprawozdawczego ARD „Klar” . Koprodukcja NDR i BR rozpoczęła się na początku kwietnia. A Julia Ruhs, wszechobecna prezenterka programu, otworzyła pierwszy odcinek słowami: „To, co będzie dalej, może nie każdemu się spodobać”. Jest to raczej niefortunne sformułowanie, bo po pierwsze, czasopismo polityczne na pewno nie powinno starać się zadowolić wszystkich. To roszczenie powinno zostać pozostawione programom zajmującym się muzyką pop.
Po drugie, nie ma potrzeby tego typu prowokacyjnego wstępu. Tytuł programu – „Migracja: co idzie nie tak” – był wystarczającą prowokacją.
Jednak ten nowy format reportażu wydał mi się nie prowokacyjny, lecz raczej pouczający. A także wzruszające. Treść oparta jest na tragicznej historii 17-letniej Ann-Marie Kyrath, która zginęła w regionalnym pociągu ekspresowym dobre dwa lata temu – z rąk mężczyzny, który najwyraźniej był chory psychicznie, palestyńskiego uchodźcy Ibrahima A. Jej przyjaciel Danny, który interweniował, również zginął.

„Klar” towarzyszy ojcu Ann-Marie, m.in. podczas jego wizyty w Bundestagu, „gdzie tematem dyskusji tego dnia jest zaostrzenie prawa azylowego”. Michael Kyrath bardzo jasno krytykuje politykę. Uważa, że niekontrolowana migracja była przyczyną śmierci jego córki. Jednak zawsze zachowuje spokój i rozwagę, ostrożnie dobierając słowa. To był naprawdę szczęśliwy traf w tym raporcie. Jednak fakt, że Kyrath już w pierwszym ujęciu pokazany jest ze łzami w oczach, wydaje mi się dziwny. Jednakże łzy przyjaciół Ann-Marie pod koniec filmu mnie wzruszyły. A to, co widzę i słyszę w ciągu 40 minut, nie jest specjalnie zaskakujące pod względem treści, ale za to uderza swoją przejrzystością.
Na przykład , socjaldemokratyczny minister ds. cudzoziemców i integracji Danii, Kaare Dybvad , ma swój głos. Uzasadnia nową, twardą politykę swojego rządu w sprawie uchodźców, mówiąc, że niekontrolowana migracja obciąża przede wszystkim biednych – pierwotny elektorat socjaldemokratów. Dybvad uważa natomiast, że fakt, iż osoby, których wnioski o azyl odrzucono, mogą pozostać w Republice Federalnej Niemiec, jest „nie do utrzymania”.
Szef policji w Stuttgarcie, Markus Eisenbraun, przedstawia wyniki wewnętrznego badania dotyczącego rosnącej liczby ataków nożowych w stolicy kraju związkowego Badenia-Wirtembergia. Według tych danych typowy podejrzany to mężczyzna w wieku poniżej 24 lat, pochodzący ze środowiska migracyjnego. Levi Salomon z „Jewish Forum for Democracy and Against Antisemitism” ubolewa nad rosnącą akceptacją antysemickiego resentymentu. A to mówią radykalni muzułmanie i ekstremiści lewicowi. „Klar” towarzyszy Salomonowi na pro-palestyńskiej demonstracji, gdzie jest wielokrotnie atakowany werbalnie i fizycznie.
Tak, istota tego programu jest naprawdę jasna: chodzi w nim o złożone problemy niekontrolowanej imigracji do Republiki Federalnej . I nie jest to nowy ton w mediach publicznych. Na przykład w październiku 2024 r. RBB wyemitował raport zatytułowany „Granice imigracji”, w którym szefowa berlińskiej policji Barbara Slowik Meisel powiedziała o gwałtownym wzroście liczby ataków nożowych: „Przemoc w Berlinie dotyczy mężczyzn, młodych i osób niebędących Niemcami”.
A w reportażu ZDF „Wyczerpana kultura powitalna” z lutego br. wielokrotnie powtarzano: „Jesteśmy u kresu sił!” – czy to w biurze imigracyjnym, w niemieckiej radzie powiatowej, w szkole czy też u migrantów, którzy mieszkają tu od dziesięcioleci i mozolnie budowali sobie źródło utrzymania.
Szczerze mówiąc, nie widzę większych różnic w stosunku do „Clear”. Mimo to programy te nie spotkały się z tak ostrą falą krytyki, jaka obecnie zalewa twórców nowego formatu. Fakt, że aktor satyryczny stacji ZDF Jan Böhmermann zniesławia program, nazywając go „prawicowo-populistyczną bzdurą”, bardziej przypomina darmową reklamę.
Z drugiej strony uważam, że bardzo osobiste ujęcie dziennikarki ZDF Nicole Diekmann wobec jej 34-letniej koleżanki Julii Ruhs jest niesmaczne: „Jeśli reklamujesz swój format, pokazując, kto uważa, że jesteś głupi, to albo w głębi duszy jesteś jeszcze nastolatkiem, albo nie masz zbyt dużego zaufania do siebie i swojego produktu”. Ups, czy to jest sposób na wyjście z nienawiści i podżegania w internecie, który Diekmann rzekomo pokazuje w swojej książce „The Shitstorm Republic”?

Ale naprawdę ekscytujący jest list, w którym niektórzy pracownicy NDR krytykują program, opublikowany kilka dni po jego pierwszej emisji. List ten nie był jednak adresowany do jej kolegów, producentów programu, lecz do kierownictwa stacji. Krytyka jest w gruncie rzeczy dobrą rzeczą. Ale jeśli gra to cały zespół, to podejrzewam, że nie ma w tym nic konstruktywnego. Tym bardziej, że autorzy domagali się również zbadania współpracy z Julią Ruhs i usunięcia programu z biblioteki medialnej ARD, gdyż był sprzeczny z misją edukacyjną nadawców publicznych. Mocna sprawa!
Obecnie publicznie zabiegają o poparcie dla swoich postulatów na stronie petycji Campact. Z ciekawości przyjrzałem się zasługom dziennikarskim inicjatora tej petycji, Torbena Ritzingera, ale nie znalazłem zbyt wiele: artykuł o kobiecej piłce nożnej w Braunschweiger Zeitung i kilka wywiadów, których udzielił jako rzecznik Ostatniego Pokolenia. No cóż, tak.
Jego kolega nazywa się Milad Kuhpai i pracuje w NDR głównie jako prezenter wiadomości. Rodzice Kuhpaia pochodzą z Iranu, co może wyjaśniać, dlaczego jest on nieco wrażliwy, jeśli chodzi o temat migracji. W każdym razie mam wątpliwości, czy obaj powinni posunąć się aż tak daleko i w taki sposób atakować swoich kolegów z „Klar”. Chociaż: publiczna krytyka mediów publicznych przez kolegów – to już coś. Nie jest to nowe zjawisko, ale do tej pory nie zwracano na nie aż tak dużej uwagi opinii publicznej.
To tylko przypuszczenie, ale być może Ritzinger i Kuhpai spotykają się każdego wieczoru na pizzy z „twórcami nowych niemieckich mediów” . Organizacja pozarządowa, która otrzymuje dofinansowanie w wysokości 840 000 euro z pieniędzy państwowych, określiła odcinek pilotażowy „Klar” jako „najgorszy moment w historii publicznego przekazu medialnego”, ponieważ rzekomo nie opiera się na faktach i nie jest zróżnicowany. To nie wszystko: aktywiści opinii publicznej wzywają opinię publiczną do wywarcia presji na NDR i BR, aby odwołały audycję. W pewnym sensie są to bardzo podobne strategie.

Ale mniejsza z tym: skoro od początku jest jasne, że program każdego nadawcy publicznego musi opierać się na tym samym schemacie, aby spełnić standardy dziennikarskie, to po co nam 20 stacji telewizji publicznej i ponad 70 stacji radiowych? Za 10 miliardów euro można by się spodziewać pewnej różnorodności. A może nawet odrobina sprzeciwu, à la Kienzle i Hauser. Dla dobra wszystkich profesjonalistów nowych mediów: Ci dwaj pełnokrwiści dziennikarze przez wiele lat kierowali i moderowali polityczny magazyn ZDF „Frontal” – wspólnie, ale zawsze w sposób konfrontacyjny, prawica kontra lewica. Dziś byłoby to niemal rewolucją. W tamtym czasie był to raczej krok wstecz. W przeszłości motto nadawcy publicznego brzmiało: Nie każdy program musi i powinien być zrównoważony, ale cały program.
Pierwszy numer „Klar” traktuję jako próbę ponownego pójścia w tym kierunku. I myślę, że to jest słuszny i ważny krok.
Zobaczmy, czy decydenci w ARD widzą to tak samo.
Berliner-zeitung